We współczesnych złożonych społeczeństwach szczególnie młodzi ludzie uwikłani w wiele rywalizujących (a jednocześnie wymagających wyłącznej lojalności) światów społecznych gubią się w definicjach i wyobrażeniach „dobrego życia”. Często dominującą (choć nie zawsze uświadamianą) cechą ich biograficznego doświadczenia jest ogromne napięcie między sferą własnych wewnętrznych (rzec by można autotelicznych) potrzeb a zewnętrznymi oczekiwaniami. Z jednej strony, płyną one z kojarzonych z nośnikami tradycji instytucji – przede wszystkim rodziny i szkoły, które często narzucają, albo moralnie zobowiązują młodych ludzi do realizacji określonych (niekoniecznie im samym odpowiadających) życiowych ścieżek. Z drugiej, z dyskursu publicznego, który (infekując także rodzinę i szkołę) oferuje określone wizje tego, kim należy być i jak do tego dojść; który nakłada „przymus” samospełnienia i odniesienia sukcesu powiązanego z „nakazem” troski o własne „ja” (w tym własne ciało), co nierzadko wiedzie do poczucia kruchości, lęku i zagubienia. To z kolei w nieunikniony sposób poddaje jednostkowe doświadczanie kontroli ze strony różnego typu ekspertów, terapeutów czy coachów. Wydaje się, że podstawową trudność współczesnego człowieka stanowi zatem niemożność rozróżnienia tego, co rzeczywiście jest „dobrym życiem” a co stanowi rzekome (promowane) symulakry „dobrego życia”. Skutkiem tego bywa poczucie wyobcowania wobec siebie samego i utraty kontroli nad własnym życiem, co Fritz Schütze obejmuje kategorią „trajektorii cierpienia”. Wiele młodych ludzi ratuje się „ucieczką do…” – byle dalej od rodziców, grup rówieśniczych, lokalnego milieu, aktualnego stylu życia – by odciąć się od narzuconej zewnętrznie organizacji codziennej rzeczywistości, realizacji „zadanego” scenariusza czy spełniania czyichś oczekiwań i spróbować na nowo podjąć próbę aktywnego i intencjonalnego planowania własnej biografii by wreszcie swobodnie realizować i wyrażać swoje „ja”.