W wizji ambientowej obecności różnego rodzaju robotów, towarzyszy_ek dnia powszedniego, szczególne miejsce zajmują roboty tworzone z myślą o osobach w wieku podeszłym, by wspierać je w codziennych czynnościach (przykładowo augmentując ich pamięć), motywować do odnawiania i podtrzymywania kontaktu ze znajomymi i rodziną, zapewniać interaktywną rozrywkę, a czasem oferować swoje miękkie, średnio-responsywne ciało dla zaspokojenia potrzeby kontaktu fizycznego (e.g. PARO).
Nie bez powodu, w zderzeniu z taką wizją przyszłości, podnoszone są głosy obaw i sprzeciwu: odczłowieczenia opieki, postępującej izolacji, lekceważenia potrzeb psychicznych, priorytetyzacji ekonomii oszczędności i zysku, usilnego, kontrproduktywnego szukania problemu dla rozwiązania, jakim są roboty społeczne. Tworzone są etyczne wytyczne, jak te zaproponowane przez zespół Robophilosophy (Aarhus University) z których piąta brzmi: „Values First Principle: Target applications of social robotics must comply with a (deliberatively established specification of) the Non-Replacement Maxim: social robots may only do what humans should but cannot do.” [J. Seibt, M. Damholdt, C. Vestergaard (2020). Integrative Social Robotics, value-driven design and transdisciplinarity. Interaction Studies 21:1, p. 131.].
Istotniejsze wydaje się jednak przeniesienie problemu poziom wyżej, poza (oczywiście społecznie umocowane) uwarunkowania i konsekwencje pojedynczych interakcji człowiek-robot, a nawet społeczne wytwarzanie technologii jaką są roboty. Powstaje wtedy pytanie o konsekwencje „przywracania życiu” przy użyciu robotów społecznych. Jakie to życie i z kim? Jak taki sposób wbuduje użytkowniczkę w społeczeństwo? Dlaczego ten proces narzuca się nam jako jednostronny? Krytycznemu namysłowi chciałabym poddać także bieżącą logikę projektowania „włączania” i aktywizacji ucieleśnionej w postaci robota. Czy zaprojektowanie robotów społecznych jako agentów łączących, przywracających jest drogą, która może być zaprojektowana? Wydaje się, że odpowiedzialne w tej sytuacji, jest stworzenie takich narzędzi, które poza lokalnym ukojeniem, pozwolą na szersze, społeczne działanie, propagację wsteczną tego, co znaczy być starą, starym, jednocześnie transformując, czerpiąc z przeszłości i przyszłości, pojęcie starości.
Choć źródłosłów słowa senior_ka to łacińskie senex, czyli stary, senioralność można ująć jako zjawisko relatywne. Senior to osoba, która jest rzadsza, z racji rzeczy, miała by występować mniej licznie niż ci, którzy są ich „wasalami”. Obserwujemy uporczywie postępujące przebiegunowanie piramidy wieku. Wciąż jednak zdaje się, że (uogólniona) wrażliwość, temperament i mentalność, które re-formują się razem z wiekiem i zmianami organizmu są spychane na margines tego, co społeczne jako faza schyłkowa. Nawet hasła o „życiu, które zaczyna się po 60-tce” albo program SENIOR+, rozpoznając ich pozytywne intencje, zdemaskować można jako organizujące pewną osobną przestrzeń. Poddać badaniu należy więc wymienność senioralności i samotności.
Jedną z szans, które dobrze pomyślane roboty społeczne nam przysparzają, jest wciągnięcie „starości” w orbitę życia społecznego, którą dominowała dorosłość (jako cecha, sposób bycia, zwyczaj – choć nie bez związku z biologicznych przemian organizmu, to w dużej mierze z niej wyabstrahowana, szczególnie jeśli analizę wyznacza paradygmat konstruktywistyczny) ściśle połączona z charakterem odpowiadającym klasie menadżerskiej – zarządzania sobą i bycia zarządzalną, recto: bycia zaradną i ruchliwą i verso: uzględnialną jako siła lub obiekt w planach innych i dającą się porywać. Stawką może być więc pozytywne przepracowanie „the third unconscious” [Franco Berardi] i rozwiązanie problemu braku czy zakłócenia łączności między „fazami” i nieobecności cech czy charyzmatów ludzkich ujętych pod parasolowym pojęciem starości w sferze wyobrażeniowej i symbolizacji.